PROFESSIONAL WORLD, CZYLI WYGLĄD MA ZNACZENIE

Żyjemy w professional world. Możemy się z tym spierać, ale wygląd ma znaczenie. Chętniej przebywamy w towarzystwie osób uśmiechniętych, o zdrowej skórze. Chętniej takie osoby zatrudniamy. Chętniej od takich osób kupujemy. Czasem tak wydawałoby się banalny zabieg, jak odświeżenie skóry laserem, podniesienie kącików ust czy zlikwidowanie lwiej zmarszczki (nadającej zatroskany lub srogi wygląd) może odmienić wyraz twarzy i zarazem odbiór naszej osoby przez innych

brumer medycyna estetyczna uroda ujędrnianie

Dr Brumer stanowi najlepszy przykład na to, że można wyglądać dobrze, ale naturalnie / fot. Anna Ciupryk

Zrzuć maskę
Od lat kupuję ciasto w tej samej cukierni i od lat obserwuję, jak cukiernia się pięknie rozwija, a jejwłaścicielka… niepięknie starzeje. Twarz ma coraz bardziej szarą i zmęczoną, a jej skóra, która traci z wiekiem naturalne rusztowanie, coraz smętniej opada w dół. I za każdym razem zastanawiam się, dlaczego nic z tym nie robi. Nie sugeruję, że powinna się odmłodzić. Mówię o choćby zwykłym przywróceniu twarzy świeżości. Jeśli nie dla własnego komfortu, to po to, żeby stanowić dobrą wizytówkę własnej firmy. Wiem, że pieniądze nie są w jej przypadku przeszkodą. Dlaczego więc pozwala sobie tak się zestarzeć? Nie ma czasu? Wygląd nie ma dla niej znaczenia? Jest tak zajęta firmą, że zapomniała o sobie? Moim zdaniem nie ma kobiety, dla której wygląd nie miałby znaczenia. Nie spotkałam też takiej, której byłoby całkiem obojętne, że zaczyna się starzeć. W większości przypadków tego typu postawa jest maską przykrywającą bezsilność: „skoro nic nie mogę na to poradzić, będę udawała, że się z tym godzę”. Tymczasem ani nie jesteśmy bezsilni, ani nie musimy się z tym godzić, bo medycyna estetyczna pozwala zachować komfort pięknego wyglądu nawet w zaawansowanym wieku.

Wpisz wizytę w kalendarz
Walczę od lat o to, by kobiety zaczęły traktować wizytę w gabinecie medycyny estetycznej jako cośnormalnego. Przecież chodzimy regularnie do fryzjera. Tak bardzo dbamy o włosy, strzyżemy je, farbujemy, wpadamy w panikę na widok siwizny, a o twarzy zapominamy! Owszem są kobiety, które regularnie chodzą do kosmetyczki. Bardzo dobrze. Jednak to na pewnym etapie nie wystarczy. Wizytę w gabinecie medycyny estetycznej należy traktować jako rytuał wpisany w kalendarz. Jako stały element dbałości o siebie. Profilaktyka w tym obszarze ma ogromne znaczenie. Najwięcej pacjentek trafia do mnie po czterdziestce. To taki moment, kiedy kobiety nagle budzą się przed lustrem zaskoczone swoim wyglądem i zaczynają rozumieć, że nie da się już dłużej udawać, że czas stoi w miejscu. Nigdy nie jest za późno, by przyjść do gabinetu medycyny estetycznej, ale im wcześniej to przebudzenie nastąpi, tym dłużej twarz będzie młoda. Dlatego zalecam kobietom około trzydziestego piątego roku życia, aby wtedy właśnie przyszły do lekarza medycyny estetycznej porozmawiać o tym, jak o siebie zadbać. W takim wieku delikatny zabieg (np. laser frakcyjny nieablacyjny, mezoterapia czy osocze)wykonany nawet tylko raz na pół roku da lepszy efekt niż ten sam zabieg wykonywany nawet co miesiąc, ale dziesięć lat poźniej.

Bądź naturalna
Wiem też, że są kobiety, które po prostu boją się wizyty w gabinecie medycyny estetycznej. Po pierwsze, gdy idą tam pierwszy raz, nie wiedzą, co je czeka, a wiadomo, że to, czego nie znamy, budzi obawy (ale przecież u fryzjera czy kosmetyczki też kiedyś byłyśmy po raz pierwszy). Po drugie – boją się sztuczności. Mam pacjentki, które na wstępie mówią: „tylko pani doktor, proszę robić tak, żeby nie było widać”. I ja to rozumiem. Żyjemy w czasach, gdy z plotkarskich portali straszą celebrytki z nadmuchanymi policzkami i za dużymi ustami. Kobiety najnormalniej w świecie boją się, że też będą tak wyglądać. Ale z mojego gabinetu kobiety wychodzą odmłodzone, a nie przerysowane. Piękne, a nie sztuczne. Moja filozofia działania polega na stosowaniu metod, które stymulują naturalne procesy regeneracji komórek. Prawdziwe odmładzanie polega na tym, by tak poprawić stan skóry, aby była młodsza, ale nie nosiła znamion sztuczności. Przerysowane rysy są w złym guście. Wiem od pacjentek, jak ważne jest dla nich to, że ja sama wyglądam „normalnie” i „naturalnie”, co nie jest normą nawet wśród lekarek medycyny estetycznej. Moja „normalność” i „naturalność” jest efektem stosowania dokładnie tych samych metod, które stosuję u pacjentek.
Przerysowany widok budzi… konsternację. Przypomniała mi się opowieść mojego znajomego, który pojechał spotkać się z właścicelką firmy, z którą współpracował, i po pięciu minutach… uciekł. Czuł się nieswojo, bo widział, że coś dziwnego stało się z jej twarzą – niby była gładsza, domyślił się więc, że poddała się jakiemuś zabiegowi, ale było w niej coś tak nienaturalnego, że nie bardzo wiedział, jak się ma zachować i gdzie patrzeć. Czuł, że może powinien powiedzieć coś w stylu „ładnie pani wygląda, ale byłoby to kłamtstwo. Gdybym więc miała podać receptę na ładny wygląd, powiedziałabym: róbmy zabiegi tak, by nie wywoływać u innych poczucia konsterancji. Najczęściej to się zdarza przy nadmiernym wybotoksowaniu twarzy, gdy całkowicie pozbawiamy ją mimiki, oraz przy nadużywaniu kwasu hialuronowego, kiedy zamiast delikatnej suplementacji ubytków, nadmuchujemy nim twarz do monstrualnych rozmiarów. Jednak co w zamian? W sytuacji kiedy wiadomo, że te dwie metody są najpopularniejsze w medycynie estetycznej? Coraz więcej mówi się dziś o tym, co powtarzam od samego początku mojej pracy w zawodzie – lepsze są metody, które regenerują skórę, niż takie, które polegają na wprowadzaniu sztucznych substancji. Dlatego, owszem, botoks i kwas hialuronowy jak najbardziej, ale z ogromnym wyczuciem i umiarem, za to większy nacisk na stałe stymulowanie skóry – pilingi, mezoterapia, laser frakcyjny nieablacyjny, zabiegi autologiczne (osocze, komórki regeneracyjne i macierzyste).

Wybieraj dobrego specjalistę
Coraz więcej osób dzwoniąc do nas w sprawie zabiegu upewnia się, czy będzie go wykonywał lekarz. Cieszę się z tej wzrastającej świadomości pacjentów. Smutna prawda jest taka, że producentom i dystrybutorom preparatów zależy na jak największej ich sprzedaży, stąd niepowstrzymany trend, by także nie-lekarze mogli je podawać. Tymczasem kosmetyczka nie jest w stanie przewidzieć potencjalnych komplikacji, które mogą się wydarzyć i odpowiednio na nie zareagować. A czy ma znaczenie, jaki to jest lekarz? Okazuje się, że tak. Moje pacjentki mówią czasem: „Jak robię osocze u pani, to działa, a jak robiłam gdzie indziej, nie działało”. Dlaczego tak się dzieje? Mam wrażenie, że oprócz tego, że robię te zabiegi od sześciu lat i jestem szkoleniowcem, a zatem mam wypracowane własne metody zarówno odwirowywania preparatu, jak i jego podawania, działają też czynniki – jak je nazywam – pozamerytoryczne: ja po prostu lubię swoje pacjentki, chcę, żeby były piękne i żeby czuły się ze sobą dobrze. Zresztą mój pomysł na prowadzenie Medycyny Młodości powstał właśnie z niezgody na starzenie się i z przekonania, że każda kobieta zasługuje na to, by długo wyglądać pięknie i młodo, i dobrze się czuć w swoim ciele.

 

Urszula Brumer (www.urszulabrumer.pl)

KOMENTARZE

DODAJ KOMENTARZ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>