Medycyna estetyczna – sztuka czy rzemiosło?

Rozmowa z dr. Markiem Wasilukiem, specjalistą medycyny estetycznej, twórcą autorskich metod terapeutycznych, właścicielem Centrum Medycyny Nowoczesnej Triclinium, autorem najbardziej poczytnego bloga dotyczącego medycyny estetycznej oraz książki Medycyna Estetyczna bez Tajemnic

Zaskakujące, że medycyna estetyczna nadal kojarzy się albo ze sztucznością, albo nieskutecznością/ fot. Adam Lewanowicz

Zaskakujące, że medycyna estetyczna nadal kojarzy się albo ze sztucznością, albo nieskutecznością/ fot. Adam Lewanowicz

Kto korzysta z medycyny estetycznej?
Osoby, które chcą wyglądać młodo i które mają widoczne defekty (asymetrie, przebarwienia, blizny). Coraz więcej moich pacjentów to ludzie, których twarz jest wizytówką – osoby medialne, występujące w telewizji, aktorzy, modelki, biznesmeni. Przychodzą, bo rozumiem ich potrzeby, potrafię zanalizować defekty, ale przede wszystkim dlatego, że potrafię tak dobrać terapie, by efekty były naturalne, by z każdym dniem wyglądali coraz lepiej i bardziej świeżo, bez żadnej sztuczności. Zabiegi planujemy tak, by dały się pogodzić z aktywnością zawodową.

Dlaczego osoby, które korzystają z medycyny estetycznej, wyglądają sztucznie?
Na pewno nie moi pacjenci. Ja stosuję metody regeneracyjne, które polegają na sterowaniu własnymi procesami naprawczymi organizmu, więc efekty są naturalne. Ale rzeczywiście, zaskakujące, że medycyna estetyczna nadal bardzo często kojarzy się albo ze sztucznością, czyli czołem wybotoksowanym na blachę i ustami nabrzmiałymi od kwasu hialuronowego jak parówki, albo z nieskutecznością. Za to pierwsze odpowiadają w dużej mierze celebryci na „ściankach” z przerysowanymi efektami zabiegów. Jednak w ich wypadku trzeba wziąć pod uwagę, że może to być celowe, aby przyciągnąć uwagę mediów, które chętnie wyłapują, że ktoś zrobił sobie nowe usta czy policzki. Za drugie, czyli przekonanie o niskiej skuteczność zabiegów, odpowiadają gabinety. Większość moich pacjentów to osoby, które były wcześniej w innym gabinecie i albo nie są zadowolone z efektu (muszę więc poprawiać to, co ktoś inny zrobił źle), albo żadnego efektu nie było (szczególnie gdy w grę wchodzą poważniejsze defekty, jak przebarwienia czy blizny), więc przychodzą do mnie, aby efekt uzyskać, bo dowiedziały się o mojej skuteczności. Medycyna estetyczna jest niezwykle dynamicznie rozwijającą się specjalizacją, która naprawdę radzi sobie z problemami starzejącej się skóry i jej mankamentami. I da się z niej korzystać, wciąż pozostając sobą, a nie przerysowaną lalką.

Czy łatwo jest zostać lekarzem medycyny estetycznej?
Kiepskim – tak, dobrym – nie. Im bardziej rozwija się medycyna estetyczna, tym większy zauważam rozdźwięk między możliwościami, jakie ona daje, a nieumiejętnością skorzystania z nich przez lekarzy. Dla mnie medycyna estetyczna jest nie tylko wiedzą, ale i sztuką, a dookoła widzę zdecydowanie za dużo rzemieślników, w dodatku przeciętnych. Dlaczego sztuką? Bo ma związek z estetyką, kanonami piękna i wymaga zmysłu artystycznego. Ale też dlatego, że wymaga od lekarza łączenia wielu metod, dobrania odpowiednich narzędzi, indywidualnego spojrzenia. To nie tylko wiedza, to także finezja łączenia wielu elementów. Dodatkowo każdy się starzeje inaczej, więc trzeba naprawdę jednostkowo podchodzić do pacjentów. Każdy gabinet i lekarz o tym pisze i mówi, ale w rzeczywistości mało kto to stosuje.

Dlaczego tak mało jest artystów w medycynie estetycznej?
Większość lekarzy traktuje medycynę estetyczną jako sposób zarobienia dodatkowych pieniędzy. Na co dzień są chirurgami, kardiologami czy lekarzami innych specjalności, a po godzinach zajmują się medycyną estetyczną, a więc już na wstępie traktują ją jako coś dorywczego, mniej istotnego. Nie mają czasu na pogłębianie wiedzy, która jest naprawdę rozległa, wymaga znajomości fizjologii, patofizjologii, histologii i wielu innych obszarów. Nie inwestują w technologię, bo jest to dla nich nieopłacalne, nie mogą więc być skuteczni, dysponując tylko kilkoma najprostszymi metodami i preparatami. Do tego dochodzi jeszcze jedna fundamentalna różnica. W zabiegach medycznych bardziej ulgowo traktowane są powikłania, są niejako wliczone w ryzyko, bo priorytetem jest to, żeby pacjent… przeżył, jeśli więc z takiej perspektywy robi się operację wyrostka robaczkowego, to patrzy się na to, żeby wyzdrowiał, a nie jaką będzie miał bliznę po zabiegu. W medycynie estetycznej, ponieważ pacjent jest zdrowy, standardy postępowania i estetyki są zdecydowanie wyższe. Moim zdaniem obracanie się w tych dwóch tak różnych światach jest trudne. Jeśli ktoś żyje tylko z medycyny estetycznej, musi być naprawdę doby, inaczej nie będzie miał w dłuższej perspektywie pacjentów.

Jak to wygląda w pana wypadku?
Jestem totalnym pasjonatem medycyny estetycznej. Czytam setki artykułów w anglojęzycznej prasie branżowej. Lubię wyzwania, im bardziej skomplikowany przypadek, z tym większym entuzjazmem do niego podchodzę. Uwielbiam pogłębiać wiedzę. I to nie tylko poprzez kursy. Od kilku lat jako jedyny Polak studiuję MSc in Aesthetic Medicine w Barts and The London School of Medicine and Dentistry, Queen Mary University of London, gdzie poziom jest bardzo wysoki, wymaga ciągłego czytania, analizowania, poszerzania obszarów wiedzy o zagadnieniach wykraczających daleko poza to, z czym kojarzy się medycyna estetyczna. Jest to poziom akademicki, oparty na evidence based medicine. W medycynie estetycznej takie podejście do kształcenia jest rzadkie. I mam wiedzę techniczną, nieczęsto spotykaną wśród lekarzy. Od małego lubiłem rozkręcać i skręcać wszelkie zabawki i urządzenia, a już jako starszy także radia, laptopy, telefony. Wiem co i jak działa. Doskonale znam budowę i zasady funkcjonowania urządzeń, którymi dysponuję. Jestem w stanie sam je kalibrować i większość serwisować, chociaż niekiedy brak mi czasu na takie zajęcia. Ta wiedza technologiczna w połączeniu z medyczną sprawia, że jestem całkowicie niewrażliwy na marketingowe przekazy – analizuję parametry urządzenia, a nie to, co o nim mówią jego sprzedawcy i producenci. Wiem, jak dobierać ustawienia urządzeń, aby przy zachowaniu parametrów bezpieczeństwa osiągać rezultaty, do jakich nikt stosujący standardowe procedury nie ma nawet szansy się zbliżyć. Moim celem jest skuteczność i naturalne efekty. Prowadzę własne badania i analizy oraz wprowadzam autorskie metody i protokoły zabiegowe.
Mam w tej chwili taką wiedzę, doświadczenie i takie urządzenia w gabinecie, że nie ma przypadku z zakresu medycyny estetycznej, z którym bym sobie nie poradził.

Okładka książki dr. Wasiluka/ fot. materiały prasowe

Okładka książki dr. Wasiluka/ fot. materiały prasowe

 

Ola Przegorzalska

KOMENTARZE

DODAJ KOMENTARZ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>